- Ale nic mu nie będzie, nie ? - zapytał lekko przestraszony Ross, policjanta.
- Teraz stracił przytomność. Ale raczej oprócz złamanego nosa, to nic mu nie będzie. A to pan to zrobił, tak ? - spytał.
- Tak. Ale on mnie sprowokował.. To.. to nie moja wina. - bronił się.
- Tego nie wiem. Przejeżdżałem i widziałem tylko jak uderzasz go.
- Naprawdę mnie sprowokował. Laura powiedz jak było. - powiedział i spojrzał się na przestraszoną dziewczynę.
- Yy.. więc... - brunetka nie mogła się wysłowić, nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiedziała, że Ross mógł sobie odpuścić i nie dać się tak sprowokować. Ale z drugiej strony blondyn ją obronił, stanął w jej obronie. Nagle z domu Lynchów wybiegła cała rodzina oraz goście. Nicole podbiegła do nieprzytomnego mężczyzny i ukucnęła obok niego. Była w szoku, zresztą, tak jak wszyscy. Rydel spojrzała i od razu go poznała. To był ten kuzyn Nicole, którego widziała raz w sklepie i raz w parku. Riker podszedł do Rossa.
- Co tutaj się dzieje ? - spytał Riker patrząc to na Rossa, to na policjanta. - Czemu ten chłopak tutaj leży ledwo co przytomny i do tego z zakrwawionym nosem ?
- Riker ! No dobra może i go uderzyłem, alee.. ale on mnie sprowokował. - mówił blondyn. Nagle pod dom podjechała karetka. Ratownicy wybiegli z wozu i podbiegli do leżącego Nicka. Wszyscy przypatrywali się akcji ratowniczej. Szybko położyli go na nosze i zabrali do samochodu. Karetka odjechała, lecz nie na sygnale, więc to nic poważnego.
- Więc on ciebie sprowokował, tak ? - spytał policjant.
- Tak.
- Ale i tak ciebie zabieramy na komisariat. Musisz za to odpowiedzieć.
- Ale ale.. I co Laura nic nie powiesz ? - chłopak powiedział z nadzieją do przestraszonej dziewczyny. Ona milczała, nie wiadomo dlaczego. Mogła bronić go, tak jak on ją, ale się nie odezwała. Blondyn spojrzał na nią z niedowierzaniem. On poświęcił się dla niej, a ona nic ? Policjant wyjął kajdanki i podszedł do młodzieńca. Nagle z tłumu wyszedł pijany Rocky. Ledwo co stał na nogach. Zauważając co się dzieje, podszedł do policjanta.
- Co.. co tutaj się dzieje ? Zabieracie mi.. zabieracie mi brata ? Ja wam dam ! Wara kto.. kto go mi dotknie ! - zaczął się rzucać. Wszyscy obserwowali co się dzieje.
- Niech pan się uspokoi ! - mówił ze spokojem policjant.
- Coo ? Pan mnie uspokaja ? Mnie ? Toć ja.. ja jestem spokojny..Ale zostawcie mojego brata w spokoju ! Rozumiemy się ?! - krzyknął.
- Pan tutaj nie jest od wydawania mi rozkazów. - odparł spokojnie.
- Oj czyżby ?
- Tak.. i proszę odejść stąd ! Pan jest pijany !
- Ja ? Ja pijany ? Chyba tobie coś się pomyliło... a może to ty jesteś pijany ? Natychmiast zostawcie mojego Rossa w spokoju !
- Rocky ! Skończ już ! - powiedziała Rydel.
- Oo nie.. Ale dlaczego niby mam skończyć ? To oni zabierają... zabierają mi brata ! On.. on jest niewinny !
- Jest, bo uderzył. - mówił spokojnie policjant.
- On ? Phihi.. Przecież mój brat nigdy by tego nie zrobił.. -zapewniał ledwo co stojąc na nogach.
- A jednak. Dobra koniec rozmów. Zabieramy go - powiedział stanowczo umundurowany i założył kajdanki na rękach Rossa. Rocky gdy to zobaczył, coś w niego wstąpiło.
- O nieee ! Zostawcie go ! Wy popierdolone psy ! - krzyknął.
- Zaraz pana też zabierzemy ! Przed chwilą pan nas obraził. A obrażanie, a tym bardziej policjantów, jest to przekroczenie prawa !
- Tak ? Dobra, zabierajcie.. Tylko nie widzę powodów. Nic takiego nie powiedziałem. Tylko prawdę !
- Niech już lepiej nie przegina. Mógłbym pana już dawno spakować do samochodu i zawieść na izbę wytrzeźwień, ale tego nie zrobię. - powiedział mężczyzna i zaczął się kierować w stronę radiowozu popychając Rossa.
- Powiedziałem on jest niewinny ! - szargnął się Rocky i uderzył zamkniętą pięścią w twarz policjanta. On upadł na ziemie, ale od razu się podniósł, łapiąc się na nos. Leciała z niego krew.
- Rocky !! Ty głupi jesteś ? - krzyknął Riker. - Zastanów się, co ty robisz !
- Teraz chłopcze przegiąłeś. - powiedział poważnie policjant - Cody ! Chodź tutaj ! - zawołał siedzącego w radiowozie młodszego policjanta. Ten od razu wybiegł z wozu. - Wyjmij kajdanki i załóż je temu pijanemu chłopczykowi !
- Tak jest ! - odparł i następnie wykonał polecenie. Było ciężko założyć Rocky'emu kajdanki, bo nie chciał dać rąk. Ale dzięki pomocy Rikera udało się go zapakować do radiowozu.
- My bardzo przepraszamy za zachowanie naszych braci - Riker zwrócił się do policjanta, który podtrzymywał krwotok z nosa.
- Taaa.. może ten młodszy był bardziej uprzejmy, od tego starszego. Jaki on daje przykład. - odparł.
- Tak, wiem. Ale po pijanemu Rocky'emu odbija.
- Wie pan. Też lubię sobie czasem wypić, ale z umiarem. Jak widać twój brat nie wie ile może wypić.
- Taak.. ostatnio zastrzegał się, że już nigdy nie wypije. Coś mu nie wyszło. - mówił blondyn.
- Heh, no tak. Ludzie często tak mówią, ale ciężko im to wychodzi. A co ? Tutaj impreza była, tak ?
- Tak. Wie pan, rodziców nie ma. Korzystamy.
- Tak, wiem. Też kiedyś byłem w waszym wieku i powiem jedno to jest głupi wiek.
- Tak, wiemy. - odparł z lekkim uśmiechem.
- Dobrze..więc.. ten młodszy, pewnie dostanie mandat za bójkę.. ale zobaczy się. A panienka miała mówić jak to było.. - policjant zwrócił się do Laury, która stała bezczynnie i patrzała na Rossa, który siedział w radiowozie.
- Jaa ? Ja nie wiem.. Musze już iść. - powiedziała szybko.
- Ale niech pani poczeka. Pani się czegoś boi ?
- Yy.. niee. - zaprzeczyła niespokojnie.
- Laura.. co się dzieje ? - zapytał Riker.
- Co ? Nie, nic. No było tak jak pan policjant mówi. Uderzył go.
- Ahaa.. a co się wydarzyło przed tym ?
- No gadaliśmy, normalnie. I Ross wyszedł z domu i się zaczął rzucać na Nicka - skłamała.
- Aaa. to wszystko zmienia. - powiedział policjant.
- Aż nie chce mi się wierzyć, że Ross to zrobił bez powodu. On taki nie jest. Musiał mieć powód. - oznajmił Riker.
- Nie wiem. Dowody mówią przeciwko niemu. Ja ich zabieram. Ten młodszy będzie do odebrania za dwie godziny, a ten starszy za 24 godziny, jak wytrzeźwieje. - oznajmił policjant.
- Dobrze, dobrze. Jeszcze raz przepraszamy za kłopoty.
- Nie szkodzi, rozumiem. - odparł i skierował się do samochodu. Odpalił radiowóz. Wszyscy patrzeli na Rossa, który siedział z brzegu i był widoczny. Był smutny. Podniósł wzrok i spojrzał na Laurę, która stała bezczynnie i nagle zaczęły płynąć łzy dziewczynie. Chłopak patrzył na nią z wielkim żalem i lekką złością. Nagle samochód ruszył i odjechał. Brunetka szybko otarła łzy, aby nikt nie widział. Następnie do pozostałego rodzeństwa podszedł Jake z siostrą i Nicole.
- Przepraszam, że się wtrącam. Ale chcieliśmy się pożegnać - powiedział Jake.
- Ok, przepraszamy za taki koniec imprezy - powiedziała Rydel.
- Eee.. spokojnie. Taki bardzo oryginalny koniec, nie powiem, że nie - zaśmiał się Jake.
- Heh.. no tak. To paa - pożegnała się z rodziną Johnsonów. Oni poszli. Rydel spojrzała na Laurę i zapytała - Laura, kim jest dla ciebie Nick ?
- To mój chłopak. - odparła.
- Aaa.. a wiedziałaś o tym, że moja przyjaciółka, Nicole jest jego kuzynką ? - zapytała blondynka.
- Hmm.. nie wiem. Nigdy mi nic nie mówił o swojej rodzinie.
- Aha.. a ile go znasz ? - podpytywała dalej.
- Jestem z nim już od 2 tygodni. - oznajmiła.
- To krótko.
- No wiem.
- A czemu jesteś taka smutna ? Wszystko będzie dobrze. - powiedziała Rydel uśmiechając się do zmartwionej brunetki.
- Nie nic..ja już idę. - odpowiedziała smutno.
- Dobra, trzymaj się. Paa - Rydel pożegnała się. Laura poszła w stronę swojego domu. - Coś jej jest. - blondynka powiedziała do braci.
- Taak. Nie wierzę w to, że Ross bez powodu, by uderzył kogoś. - powiedział Ryland.
- Też w to nie wierzę - mówił Ratliff.
- Jak my powiemy o tym mamie ? - Rydel złapała się za głowę.
- Nie powiemy. - odparł Riker.
Przed domem jeszcze stało kilkadziesiąt gości. Stali w ciszy, nie wiedzieli co powiedzieć. Nagle przejeżdża jakaś taksówka i zatrzymuje się przed nimi. Towarzystwo przyglądało się kto wysiądzie z niej. Otwierają się drzwi, a tu nagle wychodzi mama Stormie i tata Mark. Gdy Lynchowie zobaczyli swoich rodziców nie wiedzieli co zrobić. Małżeństwo spojrzało na tłum ludzi na podwórku i od razu spojrzeli na swoje dzieci, które stały w rządku.
- Ktoś mi wytłumaczy co się tu dzieje ? - krzyknęła mama.
- Ja chyba już pójdę - powiedział speszony Ratliff.
- Ty, stój ! - krzyknęła. Przestraszony brunet posłuchał rozkazu i stanął grzecznie obok pozostałych Lynchów - Zrobiliście imprezę nie mówiąc mi o tym ?
- Yy.. taak. - odpowiedział najstarszy.
- Czyj to był pomysł ? - spytała, rodzeństwo spojrzało na siebie. Wiedzieli, że to był pomysł Rossa.
- Mój - Riker wziął na siebie całą winę. Nie chciał, aby jego młodszy brat miał jeszcze więcej problemów. - Przepraszam, ja to wymyśliłem.
- Ehhh.. - westchnęła i rozejrzała się wkoło - A gdzie jest Ross i Rocky ?
- Yy.. no ten - zaczął najstarszy - Yy.. nie będziesz zadowolona.
- Tak ? Słucham ? Nic mnie już chyba nie zdziwi.
- Więc - wziął głęboki wdech - więc Ross i Rocky są teraz na komisariacie.
- Coo ?! Dlaczego ?
- Ross za to, że uderzył jednego gościa, a Rocky za to, że uderzył policjanta. - oznajmił.
- O mój boże ! Nie wierze ! Powiedzcie, że to jest jakiś koszmar.
- Niestety to nie jest sen.. to się dzieje naprawdę. - powiedział blondyn.
- To ładnie ! Świetnie ! Ale oni będą mieli w papierach to zapisane. Chyba dałam wam za dużo luzów. Teraz wiem, że nie mogę nigdzie wyjeżdżać.
- To moja wina - powiedział pewnie Riker.
- Nie tylko twoja.. wasza, wszystkich.. Dlatego muszę dać wam karę... - zaczęła mama.
Heeej ! :)
Rozdział powstał w miarę szybko, a to dzięki molestownikowi (Weronice) :* ! Ona tak łatwo nie odpuszcza <3 ! :D
Noo mój nieszczęsny rozdział. Nudy, nudy i jeszcze raz nudyy ! :( Nie wiem.. chyba piszę coraz gorzej.. przepraszam. Proszę o szczere komentarze ! :)