Chciałam dodać nowy rozdział dzisiaj, ale z powodów osobistych nie jestem teraz w stanie o tym myśleć.. nie wiem co mam Wam jeszcze powiedzieć.. PRZEPRASZAM ;c
środa, 28 sierpnia 2013
czwartek, 22 sierpnia 2013
20. Przypadkowe spotkanie...
Jest 18 styczeń, piątek, w południe. Minęło już kilkanaście dni, a Ross i Laura nadal się nie pogodzili. Nie widywali się przez ten czas, ponieważ była przerwa w nagrywaniu odcinków serialu. Riker i Ryland stwierdzili, że chcą mieć kota. Prosili swoich rodziców, aby się zgodzili, lecz niestety..Stormie i Mark nie pozwalają im na takie zwierzątko, ponieważ stwierdzają, że oni nie są jeszcze aż tak odpowiedzialni, aby przejąć takie obowiązki. Godzina 12, a Rydel postanawia, że się przejdzie. Ubrała różową bluzę, czarne adidasy i zbliżyła się do drzwi, gdy nagle odezwał się głos.
- A Ty gdzie, młoda ? - zapytał Riker, stojąc w drzwiach z salonu.
- Aż taka młoda nie jestem, to po pierwsze. A po drugie nie muszę Ci się tłumaczyć gdzie idę. Jestem dorosła. - odparła lekko zdenerwowana.
- Dobrze, siostra.. spokojnie. Tak tylko grzecznie pytam.
- A ja Ci grzecznie odpowiadam - uśmiechnęła się i wyszła.
Do najstarszego podszedł Ratliff.
- Co jej jest ? - spytał.
- Nie wiem.. pewnie ma zły dzień.
- Aha..no tak. ahh te kobiety.. Więc..Idziemy grać ? - zaproponował.
- A w co ?
- Hmm. może w Medal of Honor ?
- Ooo.. no ok. - odpowiedział Riker i poszli grać.
Nagle ze schodów schodzi Ryland i idzie do grających na xbox'ie.
- Eee.. widzieliście Ross'a i Rocky'ego ? - spytał.
- Śpią jeszcze - odparł Ratliff.
- Ugh.. Ile można spać.. - narzekał najmłodszy.
- Nie wiem ich się spytaj.
- Taa.. - Ryland wrócił do swojego pokoju.
W tym czasie Rydel poszła się przejść do parku. Przyglądała się otoczeniu. Widziała szczęśliwych ludzi. Prawie same zakochane pary. Zdarzali się sami ludzie, którzy mimo samotności, byli uśmiechnięci. Blondynka nie czuła się szczęśliwa. Brakowało jej kogoś. Kogoś do przytulenia, wygadania, pocałowania, czy chociaż do pomilczenia. Czuła pustkę. Usiadła na ławce i myślała. Myślała nad sensem życia, nad tym co powinna zrobić. Czy nic nie robić i żyć z myślą, że jakoś to będzie. Jakoś to się ułoży. Takie różne myśli krążyły w głowie dziewczyny. Nagle widzi mężczyznę, o blond włosach, z pięcioma psami naraz. Zdziwił ją ten widok. Zauważyła, że chłopak idzie dróżką, w jej stronę. Wtedy nagle jeden z mniejszych psów wyrwał się i nie zważając na wołania pana, podbiegł do Rydel. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić.
- Hej, malutki.. jesteś taki niegrzeczny, że się wyrwałeś swojemu panu. - pogłaskała pieska, a następnie wzięła go na swoje kolana. Mężczyzna wkońcu doszedł z resztą psów.
- Ja panią najmocniej przepraszam. - zaczął.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się blondynka i położyła psa na ziemię.
- One jeszcze nie za bardzo mnie znają.
- Jak to ? Pan ma tyle psów od niedawna.? - zdziwiła się dziewczyna.
- Noo tak. - odpowiedział nieznajomy.
- Ale niektóre jak widzę są już starsze.
- Aaa.. no ale one nie są moje. Ja tylko pracuję. - oznajmił.
- Pan tak zarabia ? Wyprowadzając psy na spacer ?
- Tak.
- Hmm.. ciekawe.
- I to bardzo - uśmiechnął się mężczyzna. - Nie wiedziała, pani..
- Jaka pani.. - powiedziała lekko oburzona i wstała z ławki. - Jestem Rydel - podała rękę.
Chłopak nie mial jak podać ręki, ponieważ miał zajęte smyczami. Blondynka zaczęła się śmiać, on także.
- To niech, pan spuści te pieski.. jak sobie pobiegają nic im się nie stanie. - radziła dziewczyna. Tak jak Rydel powiedziała, tak mężczyzna zrobił. Spuścił psy, które zaczęły się ze sobą bawić.
- Jaki pan ? - mężczyzna udawał tak samo oburzonego tak jak blondynka. - Jestem David. - podali sobie ręce. - Więc.. jesteś z stąd ?
- Niee.. Z Colorado, a dokładniej z miasteczka Littleton. A w Los Angeles mieszkam już od jakiś 4 lat.- oznajmiła Rydel. - A Ty ?
- Ja jestem z Nowego Jorku.
- Oo.. a co robisz tutaj, w LA ? - zapytała.
- Przeprowadziłem się.
- Aa.. a dawno ?
- Nie, dokładnie 2 tygodnie temu.
- I jak Ci się podoba w Los Angeles ?
- Nawet fajnie. - uśmiechnął się do blondynki. Ona także pokazała swój piękny uśmiech.
- To się ciesze. Ja chyba muszę już iść.
- Dobrze, nie przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz.
- Taa.. jeszcze raz Ciebie przepraszam za psa.
- Spokojnie. - uśmiechnęła się - Więc idę.. do zobaczenia
- Do zobaczenia. - pożegnali się. Każdy poszedł w swoją strone.
"Nawet fajny ten chłopak" pomyślała Rydel, uśmiechając się sama do siebie. Szła tak zamyślona, nagle poczuła, że ktoś złapał ją za rękę. Przestraszyła się.
- Spokojnie, to tylko ja - uśmiechnął się Jake.
- Jenyy, musisz tak się skradać?! - oburzyła się dziewczyna.
- No już już, spokojnie. Przepraszam. - zrobił słodkie oczy na przeproszenie. Blondynka oczywiście nie umiała być twarda i udawać złą, gdy Jake tak się na nią spojrzał.
- Dobra, wybaczam - uśmiechnęła się.
- Wiedziałem, że nie umiesz być na mnie zła. - oznajmił pewnie.
- Hmm. widzę, że ktoś tutaj ma dobry humor - rzekła Rydel.
- Noo, taki se. Mógłby być lepszy.
- A co się stało?- zmartwiła się.
- Nic, tylko Nicole musiała nagle wyjechać, bo jej babcia, która mieszka w Waszyngtonie, podobno jest chora.
- Jak to 'podobno jest chora'? - zapytała.
- No nie wiem czy to prawda. Nicole tak dziwnie to mówiła. - tłumaczył.
- Czyli jak dziwnie?- dopytywała dalej dziewczyna.
- No dziwnie.. nie wiem.. możemy zmienić temat?
- Okej.. nie naciskam. - uśmiechnęła się do Jake'a - Czyli dzisiaj nie masz nic do roboty?
- Nie, raczej nie. Zamierzam posiedzieć w domu. A co? Oo. a może chcesz przyjść do mnie dzisiaj, pooglądamy filmy i wogóle. - zaproponował.
- W sumie chciałam, abyś Ty przyszedł do nas, ale jak Ty zapraszasz, to ok - zgodziła się.
- To super! - ucieszył się - Więc chodźmy.
Przyjaciele poszli w stronę domu Johnsonów. Weszli do środka, przywitał ich oczywiście pies Julii, Sally.
- Proszę, idź na górę, do mojego pokoju. Ja muszę nakarmić Sally. - powiedział do blondynki.
- Spoko- powiedziała blondynka i weszła schodami na górę. Przedtem nie była jeszcze w pokoju chłopaka, ale szybko znalazła właściwy pokój. Drzwi były lekko uchylone, więc weszła do środka. W pomieszczeniu, na ścianach, znajdowało się dużo plakatów jej i jej zespołu R5. Widać było, że jest wielkim fanem. Na komódce obok łóżka znajdowało się wspólne ich zdjęcie z Jake'em. Jednak obok tego, zauważyła fotografie na której była ona wraz z Nicole i Jake'em. Wzięła ramkę do ręki i uśmiechnęła się. Przypomniały jej się wspaniałe czasy, gdy przyjaźniła się jeszcze z Niki (tak na nią mówiła kiedyś Rydel).
- Świetne zdjęcie, co nie? - powiedział Jake, który stał za dziewczyną.
- Tak, bardzo fajne - uśmiechnęła się. - Wszystkie te zdjęcia są super.
- Haha, taa. Nie przeraża Ciebie tyle plakatów i zdjęć, Twoich i Twoich braci? - zaśmiał się mężczyzna.
- Wiesz, pierwszy raz takie coś widzę. I szczerze mówiąc, na początku się przeraziłam, ale wiem jak to jest. Sama jestem fankom innych zespołów. Jenyy, ciekawe co nasze #R5Family musi czuć? - przeraziła się.
- Pewnie to co ja, kiedyś. Ty też musiałaś to czuć, gdy nie mogłaś iść na koncert swoich idoli.
- No kiedyś nie mogłam, bo byłam za mała, a akurat nie chcieli przyjechać do Littleton. - usiadła na łóżku, Jake usiadł obok niej.
- I co wtenczas czułaś? - spytał chłopak.
- Smutek, czasami byłam zła na nich, że oni chyba specjalnie nie chcą przyjechać.- zwierzała się.
- Noo, a pomyśl o takich ludziach, którzy nie mieli jeszcze do tego kasy, aby iść na koncert. - dodał brunet.
- Ja na szczęście nie miałabym z tym problemu.
- A ja tak. - przyznał Jake, po czym dodał - Kiedyś mieliście koncert właśnie w L.A. Nie mogłem iść. Byłem tak załamany.
- Ojej, to takie przykre.
- Noo, ale cóż. Miałem takie szczęście że was spotkałem.
- Haha.. niee, to my mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy Ciebie. - uśmiechnęła się do chłopaka.
- Jak to? - zdziwił się.
- Normalnie. Właśnie mi uświadomiłeś, jak nasi fani muszą nas kochać, że cały czas czekają na nas, aż w końcu nas zobaczą. Wierzą, że prędzej czy później pójdą na nasz koncert i ja teraz postaram się, aby w każdym kraju na tej Ziemi odbył się przynajmniej jeden koncert. - mówiła pewnie Delly.
- Mocne słowa..- skomentował wypowiedź blondynki, po czym zapytał - uuu czyli szykuje się WorldTour?
- No kiedyś na pewno
- To super! - odparł Jake, a następnie wyjął z kieszeni telefon i zaczął w nim coś 'grzebać'.
- Czego tam szukasz? - zapytała.
- Sprawdzam, czy zasięg jest. Wiesz, Nicole powiedziała, że da znać co i jak..
- A jeszcze nie dzwoniła? - dopytywała ciekawa Rydel.
- No właśnie, że nie - zasmucił się brunet.
- Spokojnie, na pewno wszystko jest ok - pocieszała.
- Mam nadzieje - uśmiechnął się. Po czym przytulił dziewczynę. - Dziękuje.
- Za co?
- Za wszystko. - odpowiedział. Spojrzeli sobie w oczy. Rydel poczuła jego dłoń na jej ręce. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać.
Cześć! ;)
Tak, wiem nie było mnie tutaj baaardzo długo. ;c czego żałuje. Jeszcze w maju i w czerwcu była szkoła, i nie miałam czasu jeszcze na pisanie, za co Was przepraszam. Wiem, że w lipcu mogłam zacząć znowu pisać, ale tak jakoś nie miałam weny, albo wyjeżdżałam. Wiadomo jak to jest w wakacje. Ale postanowiłam wrócić i dalej pisać ;) Nie wiem jak długo jeszcze będę pisać, ale postaram się wymyślać ciekawe rozdziały. :> A teraz przejdźmy do rozdziału.. przepraszam za błędy, czy nudność w tym rozdziale, ale wyszłam lekko z wprawy. ;) Ale mam nadzieje, że rozdział, nie jest aż taki zły, jak myśle xD
Proszę o komentarze :)
Dziękuję za te wszystkie wcześniejsze opinie ;*
- A Ty gdzie, młoda ? - zapytał Riker, stojąc w drzwiach z salonu.
- Aż taka młoda nie jestem, to po pierwsze. A po drugie nie muszę Ci się tłumaczyć gdzie idę. Jestem dorosła. - odparła lekko zdenerwowana.
- Dobrze, siostra.. spokojnie. Tak tylko grzecznie pytam.
- A ja Ci grzecznie odpowiadam - uśmiechnęła się i wyszła.
Do najstarszego podszedł Ratliff.
- Co jej jest ? - spytał.
- Nie wiem.. pewnie ma zły dzień.
- Aha..no tak. ahh te kobiety.. Więc..Idziemy grać ? - zaproponował.
- A w co ?
- Hmm. może w Medal of Honor ?
- Ooo.. no ok. - odpowiedział Riker i poszli grać.
Nagle ze schodów schodzi Ryland i idzie do grających na xbox'ie.
- Eee.. widzieliście Ross'a i Rocky'ego ? - spytał.
- Śpią jeszcze - odparł Ratliff.
- Ugh.. Ile można spać.. - narzekał najmłodszy.
- Nie wiem ich się spytaj.
- Taa.. - Ryland wrócił do swojego pokoju.
W tym czasie Rydel poszła się przejść do parku. Przyglądała się otoczeniu. Widziała szczęśliwych ludzi. Prawie same zakochane pary. Zdarzali się sami ludzie, którzy mimo samotności, byli uśmiechnięci. Blondynka nie czuła się szczęśliwa. Brakowało jej kogoś. Kogoś do przytulenia, wygadania, pocałowania, czy chociaż do pomilczenia. Czuła pustkę. Usiadła na ławce i myślała. Myślała nad sensem życia, nad tym co powinna zrobić. Czy nic nie robić i żyć z myślą, że jakoś to będzie. Jakoś to się ułoży. Takie różne myśli krążyły w głowie dziewczyny. Nagle widzi mężczyznę, o blond włosach, z pięcioma psami naraz. Zdziwił ją ten widok. Zauważyła, że chłopak idzie dróżką, w jej stronę. Wtedy nagle jeden z mniejszych psów wyrwał się i nie zważając na wołania pana, podbiegł do Rydel. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić.
- Hej, malutki.. jesteś taki niegrzeczny, że się wyrwałeś swojemu panu. - pogłaskała pieska, a następnie wzięła go na swoje kolana. Mężczyzna wkońcu doszedł z resztą psów.
- Ja panią najmocniej przepraszam. - zaczął.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się blondynka i położyła psa na ziemię.
- One jeszcze nie za bardzo mnie znają.
- Jak to ? Pan ma tyle psów od niedawna.? - zdziwiła się dziewczyna.
- Noo tak. - odpowiedział nieznajomy.
- Ale niektóre jak widzę są już starsze.
- Aaa.. no ale one nie są moje. Ja tylko pracuję. - oznajmił.
- Pan tak zarabia ? Wyprowadzając psy na spacer ?
- Tak.
- Hmm.. ciekawe.
- I to bardzo - uśmiechnął się mężczyzna. - Nie wiedziała, pani..
- Jaka pani.. - powiedziała lekko oburzona i wstała z ławki. - Jestem Rydel - podała rękę.
Chłopak nie mial jak podać ręki, ponieważ miał zajęte smyczami. Blondynka zaczęła się śmiać, on także.
- To niech, pan spuści te pieski.. jak sobie pobiegają nic im się nie stanie. - radziła dziewczyna. Tak jak Rydel powiedziała, tak mężczyzna zrobił. Spuścił psy, które zaczęły się ze sobą bawić.
- Jaki pan ? - mężczyzna udawał tak samo oburzonego tak jak blondynka. - Jestem David. - podali sobie ręce. - Więc.. jesteś z stąd ?
- Niee.. Z Colorado, a dokładniej z miasteczka Littleton. A w Los Angeles mieszkam już od jakiś 4 lat.- oznajmiła Rydel. - A Ty ?
- Ja jestem z Nowego Jorku.
- Oo.. a co robisz tutaj, w LA ? - zapytała.
- Przeprowadziłem się.
- Aa.. a dawno ?
- Nie, dokładnie 2 tygodnie temu.
- I jak Ci się podoba w Los Angeles ?
- Nawet fajnie. - uśmiechnął się do blondynki. Ona także pokazała swój piękny uśmiech.
- To się ciesze. Ja chyba muszę już iść.
- Dobrze, nie przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz.
- Taa.. jeszcze raz Ciebie przepraszam za psa.
- Spokojnie. - uśmiechnęła się - Więc idę.. do zobaczenia
- Do zobaczenia. - pożegnali się. Każdy poszedł w swoją strone.
"Nawet fajny ten chłopak" pomyślała Rydel, uśmiechając się sama do siebie. Szła tak zamyślona, nagle poczuła, że ktoś złapał ją za rękę. Przestraszyła się.
- Spokojnie, to tylko ja - uśmiechnął się Jake.
- Jenyy, musisz tak się skradać?! - oburzyła się dziewczyna.
- No już już, spokojnie. Przepraszam. - zrobił słodkie oczy na przeproszenie. Blondynka oczywiście nie umiała być twarda i udawać złą, gdy Jake tak się na nią spojrzał.
- Dobra, wybaczam - uśmiechnęła się.
- Wiedziałem, że nie umiesz być na mnie zła. - oznajmił pewnie.
- Hmm. widzę, że ktoś tutaj ma dobry humor - rzekła Rydel.
- Noo, taki se. Mógłby być lepszy.
- A co się stało?- zmartwiła się.
- Nic, tylko Nicole musiała nagle wyjechać, bo jej babcia, która mieszka w Waszyngtonie, podobno jest chora.
- Jak to 'podobno jest chora'? - zapytała.
- No nie wiem czy to prawda. Nicole tak dziwnie to mówiła. - tłumaczył.
- Czyli jak dziwnie?- dopytywała dalej dziewczyna.
- No dziwnie.. nie wiem.. możemy zmienić temat?
- Okej.. nie naciskam. - uśmiechnęła się do Jake'a - Czyli dzisiaj nie masz nic do roboty?
- Nie, raczej nie. Zamierzam posiedzieć w domu. A co? Oo. a może chcesz przyjść do mnie dzisiaj, pooglądamy filmy i wogóle. - zaproponował.
- W sumie chciałam, abyś Ty przyszedł do nas, ale jak Ty zapraszasz, to ok - zgodziła się.
- To super! - ucieszył się - Więc chodźmy.
Przyjaciele poszli w stronę domu Johnsonów. Weszli do środka, przywitał ich oczywiście pies Julii, Sally.
- Proszę, idź na górę, do mojego pokoju. Ja muszę nakarmić Sally. - powiedział do blondynki.
- Spoko- powiedziała blondynka i weszła schodami na górę. Przedtem nie była jeszcze w pokoju chłopaka, ale szybko znalazła właściwy pokój. Drzwi były lekko uchylone, więc weszła do środka. W pomieszczeniu, na ścianach, znajdowało się dużo plakatów jej i jej zespołu R5. Widać było, że jest wielkim fanem. Na komódce obok łóżka znajdowało się wspólne ich zdjęcie z Jake'em. Jednak obok tego, zauważyła fotografie na której była ona wraz z Nicole i Jake'em. Wzięła ramkę do ręki i uśmiechnęła się. Przypomniały jej się wspaniałe czasy, gdy przyjaźniła się jeszcze z Niki (tak na nią mówiła kiedyś Rydel).
- Świetne zdjęcie, co nie? - powiedział Jake, który stał za dziewczyną.
- Tak, bardzo fajne - uśmiechnęła się. - Wszystkie te zdjęcia są super.
- Haha, taa. Nie przeraża Ciebie tyle plakatów i zdjęć, Twoich i Twoich braci? - zaśmiał się mężczyzna.
- Wiesz, pierwszy raz takie coś widzę. I szczerze mówiąc, na początku się przeraziłam, ale wiem jak to jest. Sama jestem fankom innych zespołów. Jenyy, ciekawe co nasze #R5Family musi czuć? - przeraziła się.
- Pewnie to co ja, kiedyś. Ty też musiałaś to czuć, gdy nie mogłaś iść na koncert swoich idoli.
- No kiedyś nie mogłam, bo byłam za mała, a akurat nie chcieli przyjechać do Littleton. - usiadła na łóżku, Jake usiadł obok niej.
- I co wtenczas czułaś? - spytał chłopak.
- Smutek, czasami byłam zła na nich, że oni chyba specjalnie nie chcą przyjechać.- zwierzała się.
- Noo, a pomyśl o takich ludziach, którzy nie mieli jeszcze do tego kasy, aby iść na koncert. - dodał brunet.
- Ja na szczęście nie miałabym z tym problemu.
- A ja tak. - przyznał Jake, po czym dodał - Kiedyś mieliście koncert właśnie w L.A. Nie mogłem iść. Byłem tak załamany.
- Ojej, to takie przykre.
- Noo, ale cóż. Miałem takie szczęście że was spotkałem.
- Haha.. niee, to my mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy Ciebie. - uśmiechnęła się do chłopaka.
- Jak to? - zdziwił się.
- Normalnie. Właśnie mi uświadomiłeś, jak nasi fani muszą nas kochać, że cały czas czekają na nas, aż w końcu nas zobaczą. Wierzą, że prędzej czy później pójdą na nasz koncert i ja teraz postaram się, aby w każdym kraju na tej Ziemi odbył się przynajmniej jeden koncert. - mówiła pewnie Delly.
- Mocne słowa..- skomentował wypowiedź blondynki, po czym zapytał - uuu czyli szykuje się WorldTour?
- No kiedyś na pewno
- To super! - odparł Jake, a następnie wyjął z kieszeni telefon i zaczął w nim coś 'grzebać'.
- Czego tam szukasz? - zapytała.
- Sprawdzam, czy zasięg jest. Wiesz, Nicole powiedziała, że da znać co i jak..
- A jeszcze nie dzwoniła? - dopytywała ciekawa Rydel.
- No właśnie, że nie - zasmucił się brunet.
- Spokojnie, na pewno wszystko jest ok - pocieszała.
- Mam nadzieje - uśmiechnął się. Po czym przytulił dziewczynę. - Dziękuje.
- Za co?
- Za wszystko. - odpowiedział. Spojrzeli sobie w oczy. Rydel poczuła jego dłoń na jej ręce. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać.
Cześć! ;)
Tak, wiem nie było mnie tutaj baaardzo długo. ;c czego żałuje. Jeszcze w maju i w czerwcu była szkoła, i nie miałam czasu jeszcze na pisanie, za co Was przepraszam. Wiem, że w lipcu mogłam zacząć znowu pisać, ale tak jakoś nie miałam weny, albo wyjeżdżałam. Wiadomo jak to jest w wakacje. Ale postanowiłam wrócić i dalej pisać ;) Nie wiem jak długo jeszcze będę pisać, ale postaram się wymyślać ciekawe rozdziały. :> A teraz przejdźmy do rozdziału.. przepraszam za błędy, czy nudność w tym rozdziale, ale wyszłam lekko z wprawy. ;) Ale mam nadzieje, że rozdział, nie jest aż taki zły, jak myśle xD
Proszę o komentarze :)
Dziękuję za te wszystkie wcześniejsze opinie ;*
Luke Conard & Alyssa Poppin - The other side (Jason Derulo) <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)